Spacer po Lublińcu - 1935r. z Alfredem Jesionowskim
"Jeżeli wyjść z Śląska Czarnego, pozostawić za sobą szare słońce, zadymione niebo, ciężkie duszące opary czadów gorejących hałd i hut cynkowych, jeżeli otrząsnąć z serca to dziwne uczucie, na które nie ma nazwy, a które się zrodziło z skrawka ziemi, na którym skotłował się i spiętrzył trud człowieka i maszyny, jeżeli minąć ostatnie wądołce i usypiska, zapad liny i ślady opuszczonych kopalń — rozewrze się przed człowiekiem nowa kraina o swoistej urodzie. Wszystko tutaj inne: powietrze, słońce, ziemia i ludzie."
Przedwojenna mapa Lublińca
Temi słowami wprowadza nas Morcinek w swej przepięknej monografji o Śląsku na Śląsk Biały, w krainę pampuchów, jak górnicy trochę pogardliwie nazywają rolników.
Jesionowski cytuje książkę - album
Gustawa Morcinka "Śląsk. Cuda Polski"
"Stolicą tej krainy — Lubliniec. Uboga to ziemia, piaszczysta i gliniasta, dużo lasów mało urodzajnej roli - ziemia cicha i spokojna, jakby daleko od świata. A ludzie tacy sami. Przemiłem miasteczkiem jest Lubliniec, przypominający swą urodą Cieszyn, a raczej Pszczynę . Powstało ono w lesie na piaszczystem szczerzysku, i w lesie nadal przebywa ukryte przed światem. Rozbudowane szeroko i rozrzutnie, nie skąpiąc sobie miejsca, podobne jest do jakiegoś miasta - ogrodu, do którego lasy włażą wszystkiemi ulicami, najpierw mocno zajmują podwórza, place i grządki podokienne, a nawet na rynek zapuściły się śmiele, usadzając pod figurą św Jana starą lipę podrutowaną (tutaj - Morcinek błędnie podaje, a za nim cytuje Jesionowski) i rozłożysty kasztanowiec, pod którym mieszczanki odbywają kumoterskie zebrania. Odwrotnie zaś, idąc z miasta, wychodzi się z ulicy w lasy i w lasach już się godzinami brodzi, zanim dotrze się do ludzkich osiedli. Na głównej ulicy bawią się dzieci, grając w guziki na jezdni, pod domami zaś. na wyniesionych ławkach wysiadują mieszkańcy, rozprawiają mądrze i statecznie o polityce i sprawach miejskich Na rynku zaś bywa taka cisza, że z okna swojego domu można rozmawiać z przyjacielem, stojącym w oknie przeciwległego domu." Oto jak się Morcinkowi przedstawiał Lubliniec.
Zdjęcie rynku lublinieckiego z roku 1937
I takim kiedyś był istotnie - ale od ośmiu mniej więcej lat w Lublińcu zmieniło się dużo. W cichą atmosferę miasta wdarł się gwar - przynieśli go ze sobą inżynierowie, biuraliści, pracownicy wszelkiego rodzaju, zatrudnieni przy budowie kolei Herby-Podzamcze. I to był początek wielkich zmian w mieście. Jakby jakiś duch nowy wstąpił w ospałe miasteczko. Zaczęto się rozbudowywać. Tuż pod lasem, niedaleko koszar, wyrosła niemal przez rok ładna kolonja pocztowców i kolejarzy, małe zgrabne domeczki otoczono ogródkami. Potem zaczęły powstawać poważniejsze wille, projektowane przez architektów, budowane przez najętych robotników - nie jak tamte domeczki pod lasem - rękami właścicieli. Zaczęły przybywać monumentalne gmachy urzędowe: piękne olbrzymie gimnazjum o nowoczesnej linji,
Państwowe Gimnazjum im. Adama Mickiewicza w Lublińcu w 1929r.
wielka bursa gimnazjalna dla młodzieży z Śląska opolskiego, która się kształcić pragnęła w Polsce.
Bursa gimnazjalna im. Konstantego Damrota
Niedługo po wykończeniu tych dwóch gmachów przystąpiono do budowy kolosalnego kompleksu pawilonów i domów w lesie przy szosie do Pustej Kuźnicy. Wspaniały ten gmach, centralna szkoła śląska dla głuchoniemych i niewidomych, dziś już całkowicie wykończona, składa się z kilkunastu nowoczesnych budynków obejmujących dom administracyjny, mieszkania dla nauczycieli i wychowanków, warsztaty, salę gimnastyczną, piekarnię i inne. Całość robi wrażenie imponujące i świadczy o ogromnym rozmachu w dziedzinie budownictwa oświatowego, miastu przybyła jakby nowa dzielnica i ważna placówka oświatowa, która łączy Lubliniec z całym Śląskiem.
Śląski Zakład dla Głuchoniemych - 1935r
Miasteczkiem w mieście jest także Zakład dla Umysłowo Chorych, który od przyjęcia Śląska przez Polskę pozostaje pod kierownictwem dr. Emila Cyrana, zasłużonego organizatora i bojownika o polskość za czasów zaborczych Zakład, dzięki własnym warsztatom i przynależnemu do zakładu folwarkowi, jest całkowicie samowystarczalny, a były lata, w których robiono poważne oszczędności, dzięki czemu można było poczynić wiele rozmaitych ulepszeń. Praca w zakładzie zorganizowana jest według najnowocześniejszych wymogów psychjatrji. Liczny personel, posiadający w przeważającej części mieszkania służbowe, tworzy zwartą organizację społeczną, posiada własny chór, orkiestrę, zespół teatru amatorskiego, piękną skrupulatnie kompletowaną bibliotekę fachową i beletrystyczną. Ostatnio wybudowano z funduszów zakładu pierwszorzędnie urządzone i starannie prowadzone przedszkole dla dzieci personelu zakładowego Zarówno lekarze zakładowi jak i pozostały personel bierze żywy udział w życiu społecznem i towarzyskiem miasta.
Śląski Zakład Psychiatryczny
Jedyna do niedawna szkoła powszechna, do której uczęszczało przeszło 1500 dzieci, okazała się wskutek stałego przyrostu dzieci za szczupła. Biedzie zaradzono początkowo w ten sposób, że część dzieci umieszczono w parterowych ubikacjach nowego gimnazjum. Obecnie stoi naprzeciw starej szkoły nowy okazały gmach, dzięki czemu młodzież ma wystarczające i wygodne pomieszczenie.
Szkoła Powszechna nr 1 (nowy budynek)
Dużą dbałość o rozwój miasta i wygodę mieszkańców wykazują oczywiście także ojcowie miasta. Nie tak dawne temu wybudowano okazałe, nowocześnie urządzone łazienki w parku miejskim, a raczej w parkowo urządzonym losie, wybudowano wielką pływalnię, która zimą służy amatorom łyżwiarstwa i hockey'u.
Pływalnia na stawie parkowy w Lublińcu
Lubliniec posiała trzy kościoły katolickie i jeden ewangelicki. Stary kościółek Św. Anny dostępny jest publiczności tylko raz do roku i to w dzień ogólnie na Śląsku czczonej Św. Anny. Jest to jedyny bodaj zabytek artystyczny Lublińca.
Kościółek św. Anny
Kościół parafjalny, gruntownie odnowiony dwa lala temu, pochodzi z XVI wieku - ale nie odznacza się niczem szczególnie osobliwem.
Kościół parafialny pw. św. Mikołaja
Koszary stacjonowanego w Lublińcu pułku piechoty stoją w znacznej swej części w lesie.
Koszary m. króla Jana Sobieskiego 74 Górnośląskiego Pułku Piechoty
Podziwu i uznania godne jest niezwykle serdeczne zżycie się pułku z miastem. Pułk dostarcza, bezpłatnie przeważnie, swej orkiestry na różne uroczystości, obchody, przedstawienia na cele społeczne. Pomaga harcerzom, i innym organizacjom półwojskowym w urządzaniu ćwiczeń i obozów, dostarczając instruktorów i sprzętu.
Orkiestra 74 pułku piechoty
Lubliniec sam jest miastem typowo urzędniczem, gdyż w mieście znajdują się prócz wymienionych zakładów i szkół, starostwo, kasa skarbowa, urząd celny, sąd grodzki, poczta, kolej, inspektorat szkolny, oficerski posterunek PP., banki i kasy oszczędności, instytucje miejskie, zimowa szkoła rolnicza.
Lubliniec - Ulica Mickiewicza i Plac Kościuszki
Miasto założył podobno Władysław Opolski w roku 1240. Polując w lasach lublinieckich miał, jak niesie podanie, zmęczony siąść na polanie, i zawołać: „Lubi mi się tu miasto, i kościół zbudować. Stąd nazwa Lublińca. Lubienie i kochanie musiało w powiecie lublinieckim kiedyś być na porządku dziennym, świadczą o tem nazwy licznych innych miejscowości, jak Lubecko (z cudownym obrazem Matki Boskiej), Lubsza (gdzie się urodził nestor piśmiennictwa śląskiego Józef Lompa), Luboczki, Kochanowice, Kochcice. Nie może to być prostym zbiegiem okoliczności - takie właśnie zgrupowanie nazw miejscowości, ale nie naszem zadaniem jest robić dociekania historyczne i etnograficzne w krótkim szkicu krajoznawczym. Kto ciekaw - niech zajrzy do rozprawki śląskiego pieśniarza czasów odrodzenia narodowego ks. Damrota: „Schlesische Stadt - und Dorfnamen”.
Pieczęć konna Władysława Opolskiego z 1247 - legendarnego założyciela Lublińca
Miasto uległo kilkakrotnie poważnym pożarom: raz spalili je Tatarzy, później znów Szwedzi, to znów Brandenburczycy, nie oszczędzali Lublińca także i żołnierze napoleońscy. Jedynie powstania śląskie, w których mieszkańcy miasta powszechny wzięli udział, nie przyczyniły miastu poważniejszych szkód. Często natomiast zdarzają się jeszcze obecnie pożary leśne.
Miło i spokojnie żyje się na ogół w Lublińcu, gdzie już śladu niema przemysłu, stąd powietrze czyste i zdrowe, choć niektórzy wieczni malkontenci podtrzymują, że pobliskie stawy wojskowe stwarzają aurę malaryczną. Lubliniec jest bezsprzecznie najbardziej polskiem miastem Górnego Śląska. Wpłynęła na to niewątpliwie bliskość Częstochowy i ożywione stosunki handlowe z Królestwem jeszcze za czasów zaborczych. Zwycięskie powstanie i plebiscyt pokazały w pełni polskie oblicze miasta. „Na nic się nie zdały, (jak mówi Zaniewicki w swej powieści „Oberschlesien"), sześciowiekowe wysiłki germanizacyjne w Lublińcu. Polskość, zda się, bije z każdego kamienia, jak rzeka górska, co zerwała sztuczne tamy, jak krew ziemi z rozciętej tętnicy. I kościół jest polski, dawny, tchnący cichą modlitwą.... z zielonej kąpieli drzew wypływa stary piastowski zamek... Oprócz kościoła i zamku, wiele pamiątek szarych, zakurzonych niepamięcią, ukrywało się dotąd po kątach i zaułkach. I teraz oto, wszystko to razem wychodzi na słońce, otwiera gębę i krzyczy, i za rękaw chwyta przechodniów swoją polskością, swoją przebudzoną sławą”.
Widok na miasto - przez zasypany staw zamkowy
Tu też w Lublińcu urodził się jeden z najznakomitszych liryków śląskich XIX wieku, autor zbioru wierszy p.t. "Z śląskiej niwy" i szeregu innych prac literackich. Wiersze Damrotha oddziałały bardzo silnie na młodzieńcze wiersze Kasprowicza i na twórczość poetycką niedawno zmarłego bojownika o polskość Śląska, ks. Aleksandra Skowrońskiego, wiele z pieśni do dziś dnia śpiewa lud śląski.
Niedaleko zaś Lublińca, blisko Koszęcina, urodził się inny poeta śląski: Juljusz Ligoń. Jest coś z tej aury i atmosfery lirycznej do dziś dnia w cichym grodzie pampuchów: Lublińcu.
Autor tekstu:
Alfred Jesionowski, artykuł opublikowany w Kurierze Poznańskim - 31 marca 1935r.
Zdjęcia:
NAC
FotoPolska
Grupa "Uroczy Lubliniec"
Archiwum Hufca ZHP Lubliniec